Po ponad roku notowania wydatków postanowiłem zrezygnować z tej czynności. Podstawowy powód to to, że nic już mi to nie daje. Od dawna wiem ile i na co wydaję i obliczenia i dyspozycję robię już w automatycznie. Teraz stosuję aktywne zarządzanie budżetem domowym.
Notowanie wydatków jest dobre, ale tylko na początku gdy zaczynasz brać finanse w swoje ręce. Jednak ta metoda ma jedną poważną wadę. Jest to pasywna metoda podejścia do swoich finansów. Pasywność jej w tym przypadku polega na tym, że o wydatkach dowiadujesz się po fakcie. Tzn. na podstawie paragonów ze sklepów podliczasz ile i na co wydałeś…. i widzisz, że wydałeś za dużo! Co z tego, że wiesz ile wydałeś, jak pieniędzy dawno już nie masz?
Dlatego uważam, że ta metoda owszem jest dobra, ale tylko na początku przygody z zarządzaniem swoimi finansami. Moim zdaniem o wiele lepiej (przynajmniej u mnie) działa metoda aktywna. Polega ona na wydzieleniu konkretnej kwoty na tygodniowe wydatki. W moim przypadku najtrudniej było opanować wydatki na żywność, bo są to kwoty często drobne, które dopiero po podsumowaniu dają konkretne (czasem przerażające) sumy. Dlatego stosuję modyfikację systemu kopertowego, gdzie mam ustaloną kwotę na wydatki żywnościowe i żeby się paliło i waliło nigdy jej nie przekraczam. Kwotę ustaliłem na podstawie rocznego zbierania paragonów i skrupulatnego notowania wydatków w arkuszu kalkulacyjnym. Stąd wiem ile i na co wydaję i mogę w prosty sposób ustalić limit wydatków na bieżące potrzeby życiowe. Tak samo jest z rachunkami i paliwem do samochodu. Po otrzymaniu wynagrodzenia po prostu tankuję go do pełna, co zazwyczaj wystarcza mi na cały miesiąc jeżdżenia.
Notowanie wydatków się opłaca
Podkreślam jeszcze raz, że nie neguję zalet notowania wydatków. To jedyna w zasadzie metoda, żeby dowiedzieć się o skali naszych wydatków, ale niestety zabiera ona sporo czasu i czasem nerwów. Teraz po roku pasywnego budżetowania planuję budżet właściwie w pamięci. Dokładnie wiem ile co mnie kosztuje i na początku każdego miesiąca rozdysponowuję na to moje pieniądze. Oczywiście nadwyżka natychmiast ląduje na koncie oszczędnościowym, bo inaczej została by wydana. Ten sposób zaczerpnąłem z metody budżetu zerowego, którą opisuję w moim ebooku dostępnym tutaj. Przeczytaj go uważnie, a dowiesz się więcej szczegółów na temat planowania budżetu domowego.
Ja to nazywam budzetowaniem, a nie notowaniem wydatkow. Mam juz arkusz i przewidywane kwoty wydatkow i potem na koniec miesiaca uzupelniam arkusz z wyciagu elektronicznego.
A budzet prowadze juz od kilku lat i nie znudzilo mi sie.
Prowadzę zapiski odnośnie moich przychodów i rozchodów od 2008 roku. Co roku coś tam ulepszam w swym arkuszu. Takie dosyć dokładne zapiski prowadzę od końca 2009 czyli już praktycznie mam dokładne wyniki odnośnie dwóch ostatnich lat. Wydatki na jedzenie, ubranie, tzw. opłaty stałe czyli: abonament za tel., wynajem mieszkania, woda, prąd; wydatki inne czyli przedmioty użytkowe: telewizor, czajnik, szklanki, ale tez prezenty dla innych. … Według mnie po dwóch latach nie powinno sie takich zaspisków zaprzestać, bo dopiero wtedy cała zabawa się zaczyna. Co może nam powiedzieć rok zapisywania wydatków? tylko tyle ile wydarzyło się przez rok. W statystyce rok to w sumie niewiele i odważne jest stwierdzenie, że teraz już wiem wszystko i nie musze nic notować. Poza tym sztywne przywiązanie się do miesięcznych okresów rozliczeniowych – zakładanie z góry, że na początku miesiąca ustalę sobie granicę wydatków np. na jedzenie i żeby się waliło i paliło to jej nie przekroczę – jest według mnie błędne. Na wakacjach wydam pewnie na jedzenie więcej, a wgrudniu wydam pewnie więcej na prezenty – niby oczywiste, ale skoro oczywiste to po co zapisywać, skoro „ja i tak wiem lepiej”. Statystyki, analizy, bilanse nie zostały wymyślone wczoraj, i podważanie ich sensu jest dosyć odważną tezą. Albo autorowi się nie chce, albo mu się wydaje, że wie lepiej. Ale najważniejsze to widzieć efekty i mieć zabawe w tym co się robi.
Ja zapisuję dalej. Pozdrawiam.
Piotr – to, że ja nie notuję wydatków nie znaczy że wy macie tego nie robić. U mnie po prostu to nic nowego nie wnosi. Wydatki mam mnij więcej stałe i w tym sensie „wiem lepiej”. Statystyki i bilanse dla mnie trochę śmierdzą biurokracją, a ja się nią brzydzę. Zrozum mnie dobrze – nie neguję notowania wydatków tylko piszę, że ja robię to inaczej. Najważniejszą sprawą jest nie samo notowanie wydatków, a kontrola nad nimi! U mnie ta kontrola jest, więc nie widzę żadnego problemu.
Same here, już ponad 2 lata notuje dokładnie wszystkie przychody i wydatki i największą frajdę sprawia mi podsumowanie całego roku, nie chciałbym z tego zrezygnować bo po prostu lubie sobie codziennie podsumować to ile wydałem, a też nie zdarza mi się wcale, że wydaje w sklepie więcej niż bym chciał, bo zawsze mam listę zakupów ze sobą…
Imho notowanie wydatków jest ok, tak samo budżetowanie, nie zajmuje wiecej jak 5-10 minut dziennie, a do tego szybko mogę sprawdzić ile pieniedzy mam na jakim koncie bez logowania się do banku 😉 ja bym tam tego tak nie dyskredytował, ale skoro mówisz, że Ty masz wydatki stałe to już nie wnikam 😉
Witam.
Faktem jest, że codzienne notowanie wszystkich wydatków jest dość… męczące, zwłaszcza jeśli np. żona nie zawsze dostarcza poprawne informacje. Zgadzam się, że jest to działanie historyczne, tzn. o fakcie dowiadujemy się po zdarzeniu. W swoim budżecie domowym zacząłem wprowadzać mechanizmy wyprzedzające, coś podobnego do kopert z pieniędzmi. Na podstawie zebranych informacji wyliczyłem średnie wydatki miesięczne, nawet jeśli występują w ciągu roku tylko raz (ubezpieczenie samochodu). Celem jaki chcę osiągnąć w ciągu dwóch lat jest zgromadzenie kapitału na dane zdarzenie zanim ono nastąpi. Czyli przez wydaniem pieniędzy np. na ubezpieczenie samochodu powinienem mieć już zgromadzone na ten cel fundusze, a nie płacić z bieżących przychodów.
Podzieliłem wszystkie wydatki na dwadzieścia kilka kategorii. Wszystkie traktuję jak subkonto w banku. W tej chwili na jednym saldo jest dodatnie na drugim ujemne. Dzięki oszczędnościom zamierzam uzyskać na wszystkich subkontach wynik dodatni w ciągu dwóch lat.
To jest działanie wyprzedzające. Zanim wydam pieniądze wiem ile mam do dyspozycji. Codzienne notowanie wydatków to bieżące monitorowanie czy pojawiając się jakieś zmiany w strukturze wydatków.
Witam.
Ja od jakiegoś czasu zaczęłam kontrolować swoje wydatki.Taka kontrola skutecznie oduczyła mnie impulsywnych zakupów.Ciuchy i kosmetyki , to artykuły którym nie mogłam się oprzeć i tak naprawdę nie były to rzeczy niezbędne. Jestem na rencie i zawsze skrupulatnie planuję wydatki, ale jakoś mi to nie wychodzi.Gdy już wychodzę na saldo + to nagły wydatek np. dodatkowe leki. Chciałabym trochę zaoszczędzić i założyć konto oszczędnościowe, aby kasa była trudniej dostępna.Kiedyś wg. propozycji policzyłam wszystkie stałe wydatki w skali roku.
Prezenty , chemii i kosmetyki, lekarstwa , opłaty i.t.d. Po podsumowaniu i podzieleniu na 12 miesięcy okazało się , że brakuje mi dochodu lekko 200 zł. Trochę się podłamałam…….
Tak od nowego roku chciałabym być na + ale jeśli mi się nie uda , to spróbuję rady wyjścia na 0.Renta z całkowitym zakazem pracy, a chętnie bym chociaż parę złotych dorobiła.
Może jakiś pomysł , chętnie spróbuję.
Odnośnie planowania , zauważyliście , że ceny niektórych produktów już idą w górę ??
Po nowym roku chyba cały budżet plan trzeba zweryfikować.
Pozdrawiam.
M.
Ja dopiero prowadzę rozpiskę dochodów i wydatków od roku.
Myślę, że dwa lata to okres minimalny, żeby wyciągnąć właściwe wnioski, czyli nie zaburzone przez czynniki sezonowe. To czy jest to okres wystarczający to już inna sprawa, dla jednych tak, dla innych nie.
Generalnie jest to bardzo przydatna sprawa i każdy kto nie wie co dzieje się z jego pieniędzmi powinien wprowadzić taki mechanizm.
Wystarczy prosty arkusz w Excelu i wiemy wszystko.